czwartek, 26 września 2019

To nie ty, to ja... czyli readathon w moich oczach



Read-a-thon - czyli po prostu maraton czytania.

Można wtedy, jako część grona czytelników, zmotywować się do czytania. Są takie maratony, które trwają 24 godziny, tydzień, miesiąc, porę roku, etc. Organizowane są na twitterze, goodreads albo na YouTube. Same readathon'y są coraz popularniejsze i właściwie cały czas się jakiś odbywa. Każdy znajdzie dla siebie odpowiednią tematykę, długość itd. [link do kalendarza readathon'ów można znaleźć w kolumnie, po lewej stronie bloga]

Uwielbiam sam koncept read-a-thon'ów, aczkolwiek za każdym razem, kiedy próbuję wziąć w jakimś udział, nagle tracę całą chęć do czytania.

Samo przygotowanie do takiego maratonu jest dla mnie zawsze ekscytujące. Szykuję ambitny TBR, sprawdzam, czy uda mi się znaleźć coś do każdego wyzwania, tworzę nawet rozpiskę w Excelu i już kiedy maraton ma się zacząć, to nagle przychodzi mi jakaś blokada i zazwyczaj albo zupełnie popadam w slump, albo muszę porzucić plany o maratonie, żeby to się nie stało!

Wiem, że to coś siedzi w mojej głowie. Tylko sprawa jest też taka, że jestem czytelnikiem, który wybiera książki według nastroju. A ów potrafi zmieniać się bardzo często. Trzymanie się TBR też nie jest moją najlepszą stroną, a presja czasu potrafi niekiedy bardziej demotywować niż zachęcać do czytania.

Może jednak dam jeszcze w tym roku szansę jakiemuś. Jeśli tak, to na pewno coś tutaj napiszę. Chciałabym coś robić na tym blogu, nawet jeśli tylko dla siebie.